Mówią, że nadchodzące święta to nie są te najważniejsze dla chrześcijan, ale proszę sobie przypomnieć z dzieciństwa i zapytać naszych Milusińskich, na które święta czeka się cały rok?
Nie na te zajączkowo-kurczaczkowe, a właśnie na te zimowe, najpiękniejsze, z kolędami, prezentami i choinką.
Starannie przygotowujemy się do tych najbliższych świąt. Porządki na całego, odsuwanie mebli i sprawdzanie, co tam się zgubiło! Od początku grudnia już intensywnie myślimy o prezentach, piernikach i pierniczkach, które zdążą zmięknąć, pierogach z kapustą, które zamrozimy i będą czekały na wigilijną kolację, do tego serweteczki, świeczuszki, stroiki, choinka i bombki, światełka...
Jednym słowem świąteczne menu w znacznym stopniu zajmuje nasze codzienne myśli. Wedle polskiej tradycji, musi być dużo, dużo, za dużo jedzenia. Po raz kolejny mamy dowód na to, że jedzenie jest jedną z naszych największych przyjemności. Przygotowanych potraw wystarcza potem do Sylwestra! W kuchni szalejemy – wszystkie tradycyjne potrawy muszą się znaleźć na stole w zbyt dużych ilościach – a potem trzeba to zjeść, bo dobre, bo raz w roku, bo szkoda, by się zmarnowało. Nasze żołądki traktujemy jak śmietniki!
Więc jemy, jemy i jemy goszcząc rodzinkę i znajomych i oglądając biednego Kevina, który znowu jest sam w domu! Na spacer niekoniecznie – no chyba, że mamy to szczęście i zmusi nas do wyjścia na spacer kilka razy w ciągu dnia czworonożny, ogoniasty członek rodziny!
Każdego roku obiecujemy sobie, że tym razem zrobimy wszystko, aby w czasie świąt nie utyć znowu 3-4 kg. A jest takie zagrożenie!
Postawmy sobie więc realny cel – nie utyć w czasie Świąt ani 1. grama!
Jak się bronić? Rodzinka przy stole zachęca do jedzenia i tłumaczy, że mamy dyspensę, bo są święta. Tak, ale dodatkowe, nie chciane kilogramy będą nasze osobiste, a nie rodzinki!
Pamiętajmy, że to my sami jesteśmy odpowiedzialni za to, co wkładamy do ust i w jakich ilościach. Nikt nie robi tego za nas i nikt nas nie zmusi do powstrzymania się od zwykłego obżarstwa, którego skutki wcale nie są przyjemne! Jesteśmy sami odpowiedzialni za siebie!
Mamy święta, więc pozwólmy sobie świadomie na dietetyczny grzech, bez wyrzutów sumienia. Po świętach wrócimy na wytyczoną prostą dietetyczną drogę. Słowa dotrzymamy, bo tak postanawiamy.
Smakołyki i potrawy, na które czekamy cały rok – jak sobie z tym poradzić?
Możemy wszystkiego spróbować, wszystko jest dla nas. Ale...
Nasza decyzja:
- Poinformujmy na „dzień dobry” świątecznych gości, iż postanowiliśmy docelowo zgubić kilka kilogramów i sami będziemy decydowali o tym, co zjemy i w jakich ilościach. Prosimy, by nam tego nie utrudniali.
- Spróbujmy wszystkich potraw, ale w ilościach 5x mniejszych niż dotąd – niech miarą będzie łyżka. Jeśli zjemy miseczkę barszczu czerwonego bez śmietany z jednym pasztecikiem, dwa pierogi z kapustą i grzybami, kawałek ryby (panierkę możemy zdjąć) z warzywami, do tego jedną łyżkę klusek z makiem czy innego naszego tradycyjnego, domowego przysmaku i jeszcze szklaneczkę kompotu z suszu owocowego – to kolacja i tak będzie z całą pewnością świąteczna, a my nie będziemy cierpieli z powodu pękającego brzucha! Przecież potem, wieczorkiem i tak jeszcze skusimy się na kawałek sernika, makowca albo ciasta drożdżowego. Dobrze, ale niech to będzie jeden niewielki kawałek! Herbaty już oczywiście nie słodzimy!
Wigilia zakończona. Niektórzy wybiorą się na Pasterkę, inni nie.
W pierwszy i drugi dzień świąt – obowiązkowe niewielkie śniadanie. Kawałek ciasta (ale jeden!) zostawmy sobie na drugie śniadanie. Obiad – rozsądnie – zupa bez śmietany, łyżka ziemniaków bez sosu, warzywka, mięso lub ryba albo inny przysmak. Kolejny jeden kawałek ciasta na podwieczorek po świątecznym spacerku! No i lekka, warzywna kolacja.
Święta minęły i przypominam o naszym postanowieniu powrotu na jedyną, słuszną wytyczoną dietetyczną drogę.
Za chwilę Sylwester i Nowy Rok – znowu okazja do grzechu dietetycznego. Znowu pokusy… Zachowajmy umiar i rozsądek. Proponuję zasady świąteczne – wszystkiego po troszeczku!
Ale potem to już nie ma zmiłuj. Już nie schodzimy na drogę grzechu!
Mam jeszcze prośbę – nie smażcie ryby na oleju lnianym, który już się pojawił na bazarach. Nie róbcie tego. Jest to olej, który ze względu na swój skład kwasów tłuszczowych nie może być ogrzewany. W czasie smażenia powstają substancje niezwykle szkodliwe dla naszego zdrowia, wręcz rakotwórcze. Nie wolno tego robić. Jest to olej, który wymaga bardzo rygorystycznych warunków produkcji, przechowywania w lodówce w ciemnej butelce i ma krótki okres przydatności do spożycia. Jest to bardzo cenny olej, źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych omega-3, do spożywania na surowo pod warunkiem, że jest świeży, prawidłowo wyprodukowany i przechowywany w warunkach chłodniczych bez dostępu światła.
Zaufajcie mi, spróbujcie usmażyć rybę na maśle klarowanym, przekonacie się, jaka będzie smaczna i zdrowa!
A jakie jest dobre ciasto na maśle zamiast margaryny...
Życzę Wam zdrowych i wesołych świąt i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Szczerze wspieram Was w świątecznych postanowieniach, by nie utyć ani jednego grama i postanowieniach noworocznych, by nadmiar zgubić! Takie postanowienia dotyczą też dietetyków, nawet tych, którzy nie mają nadwagi!
Jestem z Wami!
Nie ma dwóch takich samych osób, dlatego nie może być dwóch takich samych diet. U nas każda dieta jest inna, dopasowana do Twoich potrzeb, preferencji oraz wykluczeń. Odchudzamy po ludzku. Dostaniesz dietę i opiekę ekspertów.
Sprawdź >