Jak podaje Wikipedia ADHD (od ang. attention-deficit hyperactivity disorder ), zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi , zespół nadpobudliwości psychoruchowej z brakiem koncentracji uwagi , w klasyfikacji ICD-10 jako zaburzenia hiperkinetyczne – zespół powodujący niewspółmierne do wieku dotkniętej nimi osoby deficyty uwagi , hiperaktywność, nadpobudliwość ruchową lub impulsywność. Osoby dotknięte zaburzeniami z grupy ADHD często wykazują się brakiem wytrwałości w realizacji zadań wymagających zaangażowania poznawczego, tendencją do przechodzenia od jednej aktywności do drugiej bez ukończenia żadnej z nich oraz zdezorganizowaną, słabo kontrolowaną, nadmierną aktywnością.
W publikacjach internetowych szeroko rozpowszechniona jest informacja o tym, że Leon Eisenberg, przez niemiecką prasę określony mianem „ojca ADHD” przyznał, iż choroba ta w rzeczywistości nie istnieje. Jej sfabrykowanie miałaby jakoby służyć stworzeniu nowego rynku zbytu na leki. Zdanie to miało zostać wypowiedziane w wywiadzie udzielonym przez 87-letniego wówczas Eisengerga siedem miesięcy przed jego śmiercią. (neuropsychologia.org)
Co tu dużo nie mówić. Wiemy, że są dzieci, które od małego, z własnej woli potrafią grzecznie usiąść na dywanie czy przy stole i dlugo bawić się klockami lub rysować w pełnym skupieniu, godzinami mogłyby też słuchać czytanych im książeczek. Są też dzieci, które nie potrafią się skupić ani na składaniu klocków, ani ukadankach, ani bajkach. Wszędzie ich pełno. Trudno tu winić rodziców i ich metody wychowawcze, bo różnice występują u rodzeństwa wychowywanego w tym samym domu. Choć nie jest to reguła. Błędy wychowawcze też występują. Nie wykluczamy różnych przyczyn nadruchowości i deficytu uwagi u dziecka, jak na przykład konflikty w domu czy przedszkolu i szkole.
Zawsze jednak przyglądamy się diecie. W jelitach wszystko się zaczyna i wszystko się kiedyś skończy. Mikroflora jelitowa jest naszym drugim mózgiem i w znacznym stopniu rządzi naszym życiem. Tu zaczynają się nasze choroby. To wszystko co ląduje w jelitach ma podstawowe znaczenie jeśli chodzi o nasze zdrowie i psychiczne i fizyczne. Mikroflora jelitowa zaczyna się już kształtować w życiu płodowym. Kluczowym momentem jest poród i przejście przez drogi rodne zasiedlone odpowiednio dostosowaną mikroflorą, następnie bezpośredni kontakt z matką i jej skórą. Wszystko to ma kapitalne znaczenie dla zasiedlania jelit prawidłowymi bakteriami. Zdecydowanie trudniejszy start mają dzieci urodzone poprzez cesarskie cięcie, gdzie pierwszy kontakt dziecka to są rękawiczki chirurgiczne, a nie mikroflora z kanału rodnego. Dlaczego to takie ważne? Prawidłowa mikroflora jelitowa to nasz drugi mózg, to nasze emocje i nasza odporność.
A dieta?
Dzieci z reguły mają dietę bardzo ubogą i jednostajną. Mimo naszych wielkich starań, gdzie robimy wszystko, by na talerzu znalazł się cały wachlarz produktów, by dostarczyć dziecku wszystko co w naszym mniemaniu jest mu potrzebne.
Co jedzą dzieci?
Bułeczkę z żółtym serem i ketchupem, ostatecznie zupę pomidorową, kotlet schabowy lub mielony z ziemniakami, pizzę, frytki, wszelkie fast foody, cały asortyment słodyczy i popiją colą i słodkim sokiem. Nie wszystkie – są też takie, które jedzą to co powinny, w odpowiedniej ilości i są szczupłe i aktywne. Nie wszyscy rodzice jednak mają tyle szczęścia.
Czego brakuje dzieciom?
Brakuje np wielonienasyconych kwasów omega-3, które wchodzą w skład błon kmórkowych, również komórek nerwowych, są integralną częścią mózgu. Podając dzieciom np. kwasy tłuszczowe trans (margaryny, złe tłuszcze) wbudowują się one w miejsce kwasów omega-3 co zaburza pracę błon komórkowych, zaburza procesy myślenia. Kolejnym problemem są braki minerałowe, braki witaminowe.
Gdzie możemy znaleźć kwasy omega-3? No wszyscy wiedzą, że w rybach, których dzieci z reguły nie lubią. To nie jest takie proste. Tutaj doceńmy instynkt samozachowawczy dzieci. Ryby dostępne w powszechnym handlu pochodzą z intensywnych hodowli w stawach lub z wód morskich. Morza i oceany są bardzo zanieczyszczone (jedne mniej inne bardziej, Bałtyk bardziej, bardziej). Instensywna hodowla w stawach, gdzie mamy przerybienie, pociąga za sobą stosowanie odpowednich technik hodowlanych... Nie. Ja nie używam. Ryby są świetnym pożywieniem pod warunkiem, że są świeże, dzikie (a nie hodowlane) i z czystej wody. Skąd je wziąć? Samodzielnie złowić!
Jeszcze jedno. Kwasy omega-3 są bardzo niestabilne. Pod wpływem pieczenia, gotowania, smażenia kwasy tłuszczowe omega-3 utleniają się i powstają produkty utleniania, które nijak nie służą naszemu zdrowiu, wręcz przeciwnie! Biorąc pod uwagę te trzy techniki kulinarne, gotowanie ma najniższą temperaturę obróbki, choć i tak za wysoką. Ryby surowe? To w Japonii. Nie jest łatwo! Mamy na rynku olej lniany (ale używamy tylko ten z dobrej firmy, tłoczony na zimno, super świeży, kupiony w szklanej ciemnej butelce i styropianowej ochronie i przechowywany w lodówce, by nie utleniać omega 3). Absolutnie nie wolno go podgrzewać (smażyć, gotować, piec), ale możemy zmieszany z oliwą z oliwek dodać do surówki. Nie jest jednak tak dostępny biologicznie jak omega-3 z ryb. Coś za coś.
Pamiętajmy też, że nie wolno podgrzewać siemienia lnianego.
Kupujecie chlebek z siemieniem, słonecznikiem i dynią? Ja nie, bo nie potrzebuję w mojej diecie szkodliwych produktów utleniania nienasyconych kwasow tłuszczowych.
Chleb ma być czysty żytni, na zakwasie, bez żadnych dodatków.
Co jeszcze możemy zrobić dla dziecka nadaktywnego ruchowo z deficytem uwagi, czyli brakiem koncentracji?
Sprawdźmy czy w diecie chociaż próbujemy dostarczyć mu całego spektrum witamin. Mam na myśli głównie warzywa z dodatkiem owoców (nie soków, a całych owoców). Do tego dobre tłuszcze. Wprowadźmy dziecku masło, oliwę z oliwek, awokado, nieco oleju lnianego. Zakazane są oleje rafinowane, wszelkie margaryny – również te zawarte w ciastach, cisteczkach. Próbujmy, starajmy się dzieci przekonać, by chciały to zjeść. Dobrą strategią jest włączanie dziecka do procesu planowania jadłospisu, zakupów i przygotowywania posiłków. Dziecko ma wtedy poczucie sprawczości, poczucia, że samo takie danie wybrało.
Wiadomo też, że dzieci po spożyciu cukru stają się zdecydowanie bardziej pobudzone i trudniej im się skupić nad konkretnym zadaniem. Ale możemy to zmienić.
Od czego zacząć?
Od rozmowy.
1. SŁODYCZE POWODUJĄ ZABURZENIA KONCENTRACJI. Nie możemy dziecku powiedzieć nie dam ci słodyczy i już. Nie bo nie – nie działa. Trzeba wyjaśnić dlaczego wprowadzmy słodycze jeden dzień w tygodniu (np w niedzielę). Tak funkcjonuje cały świat skandynawski od wielu lat. Da się! Wymaga to jednak konsekwencji i determinacji również ze strony pozostałych członków rodziny. Jak sobie poradzić? Nie kupować słodyczy, konsekwentnie nie kupować. Niedziela jest dniem, kiedy przysuguje nam ciastko albo batonik albo coś innego, również małego. Ta sama zasada dotyczy wszelkich słonych przekąsek i fast foodów – sporadycznie w diecie.
2. Trzeba rozmawiać na temat tego, że warzywa i owoce są dobre. Dziewczynki jedzące warzywa i owoce mają piękne i błyszczące włosy jak księżniczki, a chłopcy są najsilniejszymi i najszybciej biegającymi rycerzami, albo stażakami (do wyboru!). Zawsze jakieś argumenty możemy znaleźć.
3. Zamiast soków (zawierają fruktozę, fruktozę i fruktozę!) dzieci powinny pić czystą wodę. Zdecydowanie lepiej jest podać dziecku cały owoc niż sok. Nie stosujemy też żadnych słodzików. Nie wspominam już o słodzonych napojach i słodzonym nabiale – to oczywiste!
Nie ma dwóch takich samych osób, dlatego nie może być dwóch takich samych diet. U nas każda dieta jest inna, dopasowana do Twoich potrzeb, preferencji oraz wykluczeń. Odchudzamy po ludzku. Dostaniesz dietę i opiekę ekspertów.
Sprawdź >