W poniedziałek z rana wybrałem się rowerem do pobliskiej Śląskiej Biedronki po zakupy, zakupiłem pomidory malinowe pakowane w folię, sałatę lodową pakowaną w folię, papryki trzy szt. pakowane w folię, mix gotowych sałat pakowany w folię, wędlinę 200g na plastikowej tacce, a to wszystko zapakowałem w biodegadowalną torbę. Tak sobie myślę, dlaczego powstały takie miejsca jak Biedronka, Lidl czy Kerfi (Carrefour) – taka pieszczotliwa nazwa made by Jurek S. A no, rozmawiałem z moją ciocio-babcią Ulą na temat życia w odległych czasach i po naszej rozmowie nasunęła mi się odpowiedź.
60 lat temu lodówka lub też chłodziarka była rarytasem, tym bardziej iż pierwsze lodówki na rynek trafiły w 1939 r., a do Polski znacznie później. Na pewno się zastanawiacie, jak w takim razie szykowano i przetrzymywano żywność i tu od mojej ukochanej cioci usłyszałem, że w starych kamienicach w kuchni były zrobione otwory w ceglastych murach, gdzie w okresie jesienno-zimowym i wczesno wiosennym przechowywano jedzenie, lecz to nie koniec opowieści.
Następnym patentem było konserwowanie żywności: kiszenie kapusty, ogórków, kiszenie i kwaszenie buraków (o różnicy między kiszeniem a kwaszeniem następnym razem Wam opowiem) i w końcu solenie i peklowanie mięs. No dobra, ale zapytacie, co z mlekiem, a łosoś, a moja ulubiona mozzarella? No więc tak: co do mozzarelli, to nie wiem, ale ryby jadło się nad morzem. Konserwowało się je przez solenie lub wędzenie i tak trafiały do sklepów w większych miastach.
A co do mleka... No moi drodzy, tu jak byłem mały, to miałem drugą ciocię, która nie wylewała mleka, tylko gdy kwaśniało (w warunkach chłodniczych dopiero po 3. dniach), nastawiała je i po 2. dniach powstawało pyszne mleko zsiadłe, czyli taki mniej ekskluzywny kefir. Różnica jest taka, że kefir zawiera zadane kultury bakterii, a zsiadłe mleko te kultury zaciąga z powietrza, dzięki temu mamy kefir, zsiadłe mleko lub pyszny ser biały domowej roboty i cudowną serwatkę, którą – robiąc ser – otrzymujemy po odciśnięciu przez gazę. To był mój rarytas za malucha! MOJA CIOCIA BYŁA WIELKA!!!
Wszystko to, o czym Wam opowiedziałem, powstawało dzięki pracy, bo aby w domu było jedzenie, trzeba było włożyć więcej wysiłku, choćby nawet do zrobienia częstszych i przemyślanych zakupów. Biorąc też pod uwagę, że ktoś zajmował się domem (teraz niepolitycznie jest powiedzieć, że kobieta, ale tak – najczęściej były to kobiety), to dawało nam możliwość jedzenia obiadu z dobrych, nie przetworzonych produktów (na marginesie – dobrze mieć takie ciocie i babcie!).
Teraz wszystko się zmieniło, nawet obiady domowe często powstają dzięki półprzetworzonym produktom, fixom do mielonych kotletów lub też chrupiącą panierką. TERE FERE! JAKBY BUŁKA TARTA NIE BYŁA CHRUPIĄCA PO USMAŻENIU...
Nie gotujemy i rzadko nam gotują w domu, a to była i jest gwarancja zdrowego jedzenia, bo słodzisz ile chcesz, a nie tyle, ile ci wsypią, smażysz na czym chcesz i w ilości jakiej chcesz. Nie jesteś zdany w barze na niedoucznego kucharza, który usmaży ci jajecznicę na łyżce masła, bo tak mu się machnęło lub na szkockiego właściciela, który potraktuje Twój obiad jak bezemocjonalny biznes, gdzie koszt jest efektem, a jakość tzw. wypadkową.
Smak będzie ostatnią rzeczą, o której pomyśli, gdy poda ci kotleta 100-gramowego w 200-gramowej panierce zapiekanego z serem za 10,90 zł, bo promocja była na produkt seropodobny, a surówka z pekińskiej będzie skropiona winegretem nie z cytryny, tylko z cytrynką za 2,90 za 1/2 l, bo taniej. To jest DEFEKT, a nie EFEKT cywilizacyjny. Więc jeśli idziesz na lunch za pietnastaka, to pomyśl o tym. Może warto się pochylić i zrobić swój obiad w pojemnik lub zadzwonić do cioci i wprosić się na obiad. Raz na jakiś czas przyniesie to korzyść dla Twojego żołądka.
A, czas na przepis, bo skoro mowa o domowym obiedzie, to może mielone, ale trochę okrojone z kalorii.
Na rodzinny obiad albo na kilka obiadów dla singla (He! He!):
- 500 g łopatki wieprzowej mielonej (zawiera kolagen, co da fajny klej naszym kotletom i nie będziemy dodawać ani jaj, ani bułki moczonej)
- 500 g szynki wieprzowej mielonej
- 1średnia cebula pokrojona w kostkę
- 1/3 szklanki sosu sojowego
- 1 płaska łyżeczka pieprzu
- szczypta tymianku, jeśli lubisz
- 1/2 szkl. kaszy kukurydzianej lub klasycznie bułki tartej
- 1/3 szkl. oleju
Mięso mieszamy ze sobą tak, aby wydobyć klej z łopatki – najlepiej ręcznie. Następnie dodajemy posiekaną w kostkę cebulę i przyprawy. Wszystko mieszamy i formujemy kulki (każda kulka z 2. łyżek stołowych), następnie obtaczamy w bułce lub kaszy i lekko dociskamy, aby powstały placki o grubości 1 cm i smażymy na bardzo dobrze rozgrzanym tłuszcz na rumiany kolor, przewracając każdy z kotletów dopiero po 1,5-2 minutach (to bardzo ważne – jeśli tłuszcz będzie dobrze rozgrzany tym mniej go wsiąknie do kotletów).
Nie martw się o to, czy się usmażą w środku – nastaw piekarnik na 150° i dopiecz złotorumiane kotlety przez 15 min,. dzięki temu wytopią dodatkowo swój własny tłuszcz i na pewno dopieką się od środka.
W wersji light możesz nie panierować kotletów i zgrillować je na suchej rozgrzanej patelni przez 2 min. z każdej strony. Na pewno się nie spalą – ochroni je tłuszcz z łopatki, a potem możesz je dopiec w piekarniku jak wyżej.
Powodzenia ;)
Nie ma dwóch takich samych osób, dlatego nie może być dwóch takich samych diet. U nas każda dieta jest inna, dopasowana do Twoich potrzeb, preferencji oraz wykluczeń. Odchudzamy po ludzku. Dostaniesz dietę i opiekę ekspertów.
Sprawdź >